Wziąłem się wreszcie za trylogię Williama Gibsona (Neuromancer, Count Zero, Mona Lisa Overdrive) – dzieło, które jest protoplastą tzw. cyberpunku i było gigantyczną inspiracją dla twórców “Matrixa”. Poraża mnie trafność wizji Gibsona, porównywalna może z Vernem i Lemem: stworzył świat, w którym cyfrowe sieci i wielkie korporacje dyktują warunki ludzkości, biotechnologia traktowana jest jak kosmetyka, konflikty zbrojne i czyny karalne dzieją się równolegle w realu i cyberprzestrzeni, a bohaterowie to zabiegani i zmęczeni życiem wykolejeńcy rozmaitego sortu. Świat, w którym technologia cyfrowa skutecznie zdążyła spenetrować każdy aspekt życia, potrafiąc do złudzenia emulować naturalne środowisko człowieka do takiego stopnia, że trudno rozróżnić cyfrowe projekcje od rzeczywistości a własny mózg można w prosty sposób podłączyć do sieci. Wypisz wymaluj Ziemia za lat kilka. No, może kilkanaście 😉
Ta przyszłość nie ma w sobie nic z naiwnych wizji rodem z kiepskiego kinowego SF lat 60tych: obcisłe, lateksowe ciuszki, białe kaski na głowach, szklane kopuły nad miastami i ciepły syntetyczny głos inteligentnego łóżka budzący cię co rano w Nowej, Wspaniałej Przyszłości. Jest brudna, pełna przemocy i kontrolowanego chaosu. A przez to bardzo realna.
Dodam jeszcze, że za to dzieło warto wziąć się w angielskim oryginale. Polskie tłumaczenie, napisane jeszcze w latach 90tych nie daje po prostu rady; żeby przetłumaczyć coś co jest fabułą, a jednocześnie jest hardkorowo osadzone w cyberświecie, trzeba mieć bardzo specyficzną wiedzę i wyczucie angielskiego slangu. Nie wiem dokładnie, na czym to polega; może dlatego, że angielski jest lingua latina informatyki i tłumaczenie takiego pojęcia jak ICE na prosty, swojski “lód” po prostu głupio brzmi, a z kolei firewall w latach 90tych nie istniał w sferze pojęć? Tłumacz nie popisał się, pamiętam moje męki przed kilkunastu laty i zawód po przeczytaniu Neuromancera. Tym razem czytałem to po angielsku jak w transie, książka absolutnie nie brzmiała obciachowo i niezgrabnie jak jej polski przekład – kto wie, dzieki kilkunastu latom obcowania z internetem w dwóch językach?
PS: zupełnie przypadkiem, szukając obrazka do ilustracji postu, znalazłem info że niejaki Vincenzo Natali zabiera się do ekranizacji Neuromancera. Współczuję facetowi – po obciachu dwóch sequeli Matrixa będzie miał wysoko ustawioną poprzeczkę. Tak czy siak – trzymam cyfrowe kciuki!