Dzieją się ze mną dziwne rzeczy. Na starość skręca mnie w lewo. Emocjonalne lewo. Czytam “No Logo” Naomi Klein i nóż mi się w kieszeni otwiera. Oczywiście, biorę poprawkę na dobrze odżywionych kanapowych lewaków którzy pieprzą system siedząc na zasiłku w Niemczech czy Kanadzie. To jest do dupy. Chodzi mi o jakąś generalną wrażliwość, niezgodę na dominującą rolę chciwości we współczesnym świecie a nie dogmatyczne cytowanie pojebów w rodzaju Mao czy innych terrorystów spod znaku czerwonej gwiazdy. Generalny wniosek po lekturze – współczesny tak zwany kapitalizm przypomina silnik, któremu obrotomierz podpięto do pedału gazu. Im szybciej silnik się kręci, tym bardziej przyspiesza. Ma być wzrost i koniec, jak nie rośniesz to sp*****laj. Akcjonariusze naciskają na zarząd żeby podwyższał rentowność, więc ten zwalnia pracowników (niepotrzebny koszt), przenosi fabrykę gdzieś w Trzeci albo i Czwarty Świat, produkuje gówniane rzeczy i okleja je marką, zaprojektowaną przez najlepiej opłacanych speców na świecie i sprzedaje ludziom którzy wierzą w “przesłanie” marki. Proste, genialne, a jednocześnie diabelsko niebezpieczne dla świata. Bo zasadniczo, jak się temu przyjrzeć, to ci zachodni konsumenci którym wkręca się że Abercrombie & Fitch to coś lepszego niż Diverse czy F&F, są dla koncernu złem koniecznym w momencie kiedy trzeba ich zatrudnić. Korporacje chcą sprzedawać ale nie chcą zatrudniać, idealnie jest żeby produkował ktoś za darmo (więźniowie? dzieci? niewolnicy?). Do tego dochodzi rozwarstwienie przychodów ludzi na dole i na górze korporacji, znacznie przekraczające zdroworozsądkową ekonomię. Ile dyrektor ma zarabiać więcej od sekretarki czy szwaczki? Tysiąc razy? Milion? Jaka to dla wzmiankowanego dyrektora różnica czy dostanie 50 czy 80 milionów premii? Ile można kupować, pieprzyć i żreć żeby zużyć tę kasę? Drobne oznaki na to wskazują, że system się troszkę zacina – tu i ówdzie wybuchają mniejsze lub większe rewolty, w układzie rośnie ciśnienie a ludziom rośnie świadomość. W tym i niżej podpisanemu. Moja obawa jednak – czy rewolta będzie rzeczą pozytywną? Czy nowy ustrój nie będzie jeszcze gorszy niż poprzedni – zważywszy na wszędobylskość cyfrowej inwigilacji, może zmierzamy w stronę cyberfaszyzmu? Albo cyberanarchii? W obu przypadkach – modlę się w duchu, by rynsztoki nie spłynęły krwią.
Ekonomia
Trochę obłudy
Cóż za ironia losu. Biedronka, niedawny ciemiężyciel dziesiątek wyzyskiwanych polskich sprzedawczyń, zmuszanych do dźwigania ponadnormatywnych ciężarów, siedzenia po godzinach bez zapłaty i wielu, wielu innych rzeczy za które w cywilizowanych krajach idzie się do paki, jest aktualnie dumnym sponsorem piłkarskiej reprezentacji Polski. Tak przypadkiem zauważyłem Biedrę na banerach przy boisku, z tyleż ślicznym co obłudnym hasełkiem “Wszyscy jesteśmy drużyną narodową”. Nie ma to jak najpierw durnych Polaczków wyzyskać, a potem pomydlić oczy za pieniądze z tegoż wyzysku.
Tak jest już ten świat urządzony.
BTW: zero-zero, mecz całkiem OK jak na naszych kopaczy.
Łapy swędzą możnych tego świata
Jeszcze nie opadł kurz po ACTA, a już szykuje się kolejny ciekawy temat w kwestii wolności w Internecie. Właśnie przeczytałem w Wall Street Journal o zakusach przejęcia kontroli nad Internetem przez ITU (Międzynarodowa Unia Telekomunikacyjna). Brzmi niewinnie, ale jak się zajrzy dalej. to widać że łapki swędzą najbardziej Rosję i Chiny. Czyli kraje demokratyczne i przestrzegające praw człowieka, w ogóle nie zainteresowane kontrolą swoich obywateli. Jeżeli to się uda, to jakby nie patrzeć, coś na kształt NWO zaczyna nam się wyłaniać. Oby fala protestów zmiotła i tych krętaczy z ITU…
Foto: @Doug88888/Flickr
Grecja
Ateny płoną. Grecki parlament oficjalnie klepnął plan oszczędnościowy. Niby wszystko gra. Tylko dlaczego niemiecki minister finansów studzi te optymistyczne zapędy? Czyżby ktoś tu udawał Greka?
Ciekawy wywiad w Polityce
Dziś rano, w drodze do pracy, natrafiłem na dobry tekst. Zrezygnowałem w połowie z czytania o premierze Tusku (ileż można, typowe bicie piany). Parę stron dalej znalazłem wywiad ze szwajcarskim ekonomistą polskiego pochodzenia, Paulem H. Dembinskim, zatytułowany “Zagubiona rzeczywistość”. Pan w spokojny sposób objaśnia swoją tezę o stopniowym zastępowaniu od połowy lat 70 dbania o relacje, dbaniem o transakcje. To tak jakby panu z osiedlowego warzywniaka przestało zależeć na klientach którzy kupują u niego pyszne jabłka, odwdzięczając się pogaduszkami o pogodzie i co tam u zięcia słychać (relacje), zastępując to szybkim opchnięciem chemicznie podejrzanych jabłek kupionych za bezcen z jakiegoś kraju III świata, z marżą 150%, i nie dbaniem o to co się dalej z żołądkami klientów stanie (transakcje). Sprzedać, zapomnieć. To myślenie przeszło od finansowej wierchuszki w dół, aż do szkół (wypuścić masę niedouczonych matołków na rynek, za to z ładnym certyfikatem skończenia studiów za 5000 PLN za rok).
Smutne to, ale niestety prawdziwe. Cały tekst wywiadu znajduje się tutaj: https://pokazywarka.pl/eopfbx/ (Polityka każe się rejestrować, a fe). A druga część bez rejestracji, znajduje się tu: https://www.polityka.pl/swiat/rozmowy/1523933,1,wywiad-zakowski-i-dembinski-o-recepcie-na-kryzys-cz-ii.read
Foto: 401K/Flickr
Occupy Wall Street
No i stało się. Uciemiężony lud USA powstał przeciwko swoim ciemiężycielom. Ruch Occupy Wall Street zmaterializował frustracje przeciętnego Amerykanina i wyległ w nowojorskich parkach, kontestując, śmiecąc, dając się pałować i pryskać gazem. Zaiste, Marks, Lenin i Stalin zaśmiewają się do łez, patrząc na to co dzieje się na Wall Street z zaświatów (mam nadzieję że muszą wysoko zadzierać głowy). A na poważnie – wspaniale, że wreszcie ludziska zrozumieli że zostali w perfidny sposób wydymani przez garstkę kolesi, którzy chichocząc przeliczają grubą kaskę na swoich i akcjonariuszy kontach (vide: Goldman Sachs et consortes). Pytanie: co dalej? Czy ruch rozejdzie się po kościach, czy rewolta zostanie krwawo stłumiona? A może pojawi się jakiś charyzmatyczny lider który założy trzecią partię polityczną w USA i rozpieprzy system od środka? Jedno jest pewne – obecny system chwieje się w posadach. Pytanie, czy kolejny będzie lepszy od niego. W amerykańskiej prasie i blogosferze wrze od przeciwstawnych opinii: jedni chcą opodatkować wszystko i wszystkich i zgromadzoną kasę rozrzucać w iście greckim stylu. Inni zarzucają OWS ekstremalną lewicowość i, uwaga, antysemityzm (bo wśród najgrubszych kotów Wall Street i FED są hojnie reprezentowani Żydzi) – to ciekawe dla Polaka, bo takie opinie pojawiają się ze strony republikańskiej, czyli w polskiej percepcji “prawicowej”. Gdzie u nas, w polskim grajdołku, jest to kompletnie odwrócone, tzw. “skrajna prawica” jest antysemicka. A w USA “prawica” wprost przeciwnie, jest proizraelska (kompleks militarno-przemysłowy gdzieś w końcu musi sprzedawać tę broń, komu jak nie sojusznikom), to “lewica” jest propalestyńska i w efekcie antyizraelska. Historia zna już przypadki kiedy demokracje po wielkich kryzysach i hiperinflacjach zwracały się ku charyzmatycznym liderom którzy obiecywali powywieszać sprawców kryzysów i zapewnić dobrobyt. Oby nowy prezydent USA nie miał na półeczce Mein Kampf.
Zastanawiające jest to, że Amerykanie protestami chcieliby chyba powrócić do dawnych, republikańskich ideałów i mieć po staremu kapitalizm gdzie każdy może od pucybuta zostać milionerem, tudzież prezydentem. Natomiast utożsamiane z OWS protesty w Europie są raczej owocem tęsknoty za socjałem, żeby tajemniczy “ktoś” zapewnił pracę i dobrobyt. Ktoś, ale nie ja osobiście.
Ciężko to ogarnąć szaremu człowiekowi z ulicy, i teoretycznie przeciętnemu zjadaczowi kotleta schabowego powinno być wszystko jedno kto jest u sterów władzy w Waszyngtonie. Niestety nie powinno – nasz kraik jest podpięty do globalnego systemu finansowego który wszystkimi oczyma zwrócony jest na USA i jeśli w tymże USA gówno walnie w wentylator to możemy być pewni że odpryski dolecą i do Polski. Vide rata mojego kredytu hipotecznego w CHF (ach, gdybym nie był takim durniem 4 lata temu….).
Jedno jest pewne – świat nie znosi stagnacji. Ciśnienie w układzie wzrosło na tyle, że gdzieś musi pieprznąć. Pytania brzmią: Kiedy? Gdzie? I – jak mocno?
Bomba tyka…
Ten filmik w najprostszy możliwy sposób wyjaśnia, co całemu naszemu fajnemu światu grozi…
Meltdown
Patrząc na to, co się dzieje w światowej ekonomii, mój nastrój waha się od czarnej rozpaczy do wisielczego humoru. Kilkudziesięciu nadzianych wydrukowanymi pieniędzmi facetów podpala świat na oczach 6 miliardów ludzi. A ludzie ci zasadniczo albo mają temat w dupie albo nic nie mogą zrobić. Ich emerytury tudzież oszczędności parują w tempie gotowanego spirytusu a w międzyczasie zaciska się na szyjach kredytowa pętelka. Zastanawiam się czy nie skończy się to wesołą rzeźnią światową nr III lub mega-gniewem owych dymanych ludzi, skierowanym przeciwko podpalaczom. Wieszanie bankierów na latarniach? Egzekucje Romanow-style? Zaiste, w ciekawych czasach przyszło nam żyć.