No i stało się. Uciemiężony lud USA powstał przeciwko swoim ciemiężycielom. Ruch Occupy Wall Street zmaterializował frustracje przeciętnego Amerykanina i wyległ w nowojorskich parkach, kontestując, śmiecąc, dając się pałować i pryskać gazem. Zaiste, Marks, Lenin i Stalin zaśmiewają się do łez, patrząc na to co dzieje się na Wall Street z zaświatów (mam nadzieję że muszą wysoko zadzierać głowy). A na poważnie – wspaniale, że wreszcie ludziska zrozumieli że zostali w perfidny sposób wydymani przez garstkę kolesi, którzy chichocząc przeliczają grubą kaskę na swoich i akcjonariuszy kontach (vide: Goldman Sachs et consortes). Pytanie: co dalej? Czy ruch rozejdzie się po kościach, czy rewolta zostanie krwawo stłumiona? A może pojawi się jakiś charyzmatyczny lider który założy trzecią partię polityczną w USA i rozpieprzy system od środka? Jedno jest pewne – obecny system chwieje się w posadach. Pytanie, czy kolejny będzie lepszy od niego. W amerykańskiej prasie i blogosferze wrze od przeciwstawnych opinii: jedni chcą opodatkować wszystko i wszystkich i zgromadzoną kasę rozrzucać w iście greckim stylu. Inni zarzucają OWS ekstremalną lewicowość i, uwaga, antysemityzm (bo wśród najgrubszych kotów Wall Street i FED są hojnie reprezentowani Żydzi) – to ciekawe dla Polaka, bo takie opinie pojawiają się ze strony republikańskiej, czyli w polskiej percepcji “prawicowej”. Gdzie u nas, w polskim grajdołku, jest to kompletnie odwrócone, tzw. “skrajna prawica” jest antysemicka. A w USA “prawica” wprost przeciwnie, jest proizraelska (kompleks militarno-przemysłowy gdzieś w końcu musi sprzedawać tę broń, komu jak nie sojusznikom), to “lewica” jest propalestyńska i w efekcie antyizraelska. Historia zna już przypadki kiedy demokracje po wielkich kryzysach i hiperinflacjach zwracały się ku charyzmatycznym liderom którzy obiecywali powywieszać sprawców kryzysów i zapewnić dobrobyt. Oby nowy prezydent USA nie miał na półeczce Mein Kampf.
Zastanawiające jest to, że Amerykanie protestami chcieliby chyba powrócić do dawnych, republikańskich ideałów i mieć po staremu kapitalizm gdzie każdy może od pucybuta zostać milionerem, tudzież prezydentem. Natomiast utożsamiane z OWS protesty w Europie są raczej owocem tęsknoty za socjałem, żeby tajemniczy “ktoś” zapewnił pracę i dobrobyt. Ktoś, ale nie ja osobiście.
Ciężko to ogarnąć szaremu człowiekowi z ulicy, i teoretycznie przeciętnemu zjadaczowi kotleta schabowego powinno być wszystko jedno kto jest u sterów władzy w Waszyngtonie. Niestety nie powinno – nasz kraik jest podpięty do globalnego systemu finansowego który wszystkimi oczyma zwrócony jest na USA i jeśli w tymże USA gówno walnie w wentylator to możemy być pewni że odpryski dolecą i do Polski. Vide rata mojego kredytu hipotecznego w CHF (ach, gdybym nie był takim durniem 4 lata temu….).
Jedno jest pewne – świat nie znosi stagnacji. Ciśnienie w układzie wzrosło na tyle, że gdzieś musi pieprznąć. Pytania brzmią: Kiedy? Gdzie? I – jak mocno?